- Jeszcze kilka metrów. - mruknąłem do siebie.
Poczułem, że kropelki deszczu nie padają już na mój grzbiet. Strzepnąłem z siebie wodę i siadłem obok wejścia do jaskini, czekając na koniec deszczu. Raczej w mojej jaskini cieplej nie było. No tak, leżałem na gładkiej ziemi, zapomniałem ocieplić jaskinie. Do tego żołądek skręcał mi się z głodu. Jak ja nienawidzę deszczu. A jednak pobiegłem do najbliższej puszczy, zobaczyłem pięknego jelenia, pasł się na małej polance po środku z trzema innymi jeleniami. Wiatr sprzyjał do dobrego skradania się, chwyciłem trujący sztylet w zęby, jeleń w tej samej chwili podniósł głowę. Zaczęła się zabawa w ganianego, posłałem wreszcie sztylet dokładnie w oko zwierzęcia, padło. Podszedłem do jelenia i czekałem aż wreszcie skończy się jego życie. Wyjąłem sztylet z oka zwierzęcia i wplątałem go w ogon tak by był niewidoczny. Powlokłem resztki do jaskini i razem z resztkami posiłku wzbiłem się w powietrze, ale wpadłem na jakąś czerwono-czarną waderę. Oboje wylądowaliśmy.
Lunja?