- Nie mogę tu tak siedzieć - powiedziałam cicho - Musze sama się wydostać!
Ale jak?! Nie ma tu najmniejszej szczeliny, chyba, że spróbuję wydrapać dziurę w ścianie (pomysł iście genialny, ale przypominam, że ściana przypomina drewno i liście).
Męczyłam się z nią jakieś 20-30 minut. W końcu zrobiłam maleńką dziurę, niestety taką, że zmieścił mi się tylko pazur... Nagle mnie olśniło. Wewnętrzna warstwa była pokryta magioodporną mazią, lecz z zewnątrz jej nie było. Kamień spadł mi z serca. Nareszcie mogłam użyć magii. Wypaliłam większy otwór i wydostałam się jak najszybciej. Popatrzyłam na wiezienie, przypominało zwykłe drzewo. Nikt nie spodziewał się, że w środku będzie pułapka.
Biegłam przez las, cały czas słyszałam dziwne dzięki, wycia i przeraźliwe krzyki. Szukałam miejsca walki.
- Aaaa! Wszystko tu wygląd tak samo! - krzyczałam
- Serafia to ty?? - usłyszałam głos Taravii
- Tara?! To ty? - krzyknęłam na cały głos - Jak dobrze cię widzieć! Martwiłam się o ciebie, nic ci się nie stało? Widziałam jak dzielnie walczyłaś.
- Nie, nic, Decimate jest w gorszym stanie. Jest wyczerpany przez przemianę.
Decimate? Jak tam żyjesz?