- Tak. - powiedziała cicho, jakby nieśmiało. - Zostanę Twoją partnerką. Rozpromieniłem się. Poczułem takie... takie coś co właśnie spadło z mojego ciała. To coś, było zdecydowanie ciężkie. Nagle Taravia się do mnie zbliżyła i nasze nosy się zetknęły. Nasze spojrzenia się zetknęły. Jak nigdy. W duchu, byłem na prawdę szczęśliwy. Nie mogliśmy nic powiedzieć, ale rozumieliśmy się bez słów. Ta chwila trwała wiecznie. Nie myślałem, że jeszcze kiedyś się zakocham.
- Dzięki. - Powiedziałem cicho. Wadera nieco się ździwiła.
- Za co?
- Za wszystko... Gdybym nie doszedł do tej watahy na pewno działo by się tu coś zupełnie innego. Taravia się uśmiechnęła.
- Racja.
- Chodź, pokażę Ci coś. - Rozłożyłem skrzydła i spojrzałem na nie. - Wsiadasz?
Wadera przewróciła oczami, ale zaraz była na moim grzbiecie. Wzleciałem wysoko w powietrze. Byliśmy ponad chmurami. Dotykałem ich łapami, tak samo jak Taravia.
- Nigdy nie dotykałam chmur. - Powiedziała.
- Teraz masz okazję. - Odwróciłem łeb w jej stronę.
Lecieliśmy w ciszy oglądając chmury i zachód słońca. Niebo stało się różowe. Znalazłem wielkie wzgórze, oczywiście poza terenami watahy. Usiedliśmy tam. Widać było z jego czubka całą naszą watahę. Widzieliśmy Cheroke i Eskandera, Serafinę , Decimate i innych. Ściemniało się, więc odwiozłem Taravię do domu.
Taravia? Cóż, nie ma o czym pisać Xd wymyśl jakąś przygodę :D