7 kwietnia 2018

Od Simo cd. Antilii

Wycie alarmu przerwało spokojną chwilę, którą upajaliśmy się w trójkę. Zerwałem się z miejsca i szybko wychyliłem się z jaskini, aby zapoznać się z sytuacją. Antilia wstała i już chciała podejść, jednak zatrzymałem ją ruchem łapy.
- Zaraz wrócę, zostań przy małym - szepnąłem, uśmiechając się, aby dodać jej otuchy.
Skinęła niepewnie łbem, a ja wybiegłem z jaskini.
Niebo, wciąż nierozjaśnione, prezentowało się naprawdę groźnie. Szum deszczu bębniącego w ziemię zagłuszał praktycznie wszystko inne, jednak to alarm był wszystkim, co teraz słyszałem. Rozbrzmiewał w mojej głowie i nie pozwalał zebrać myśli. Wiatr targał moim ciałem, przez co zatoczyłem się w bok. Zaparłem się i z na wpół zamkniętymi oczami parłem naprzód, chcąc jak najszybciej znaleźć kogoś, kto będzie wiedział o co chodzi.
Piorun przeciął ciemne niebo, chwilowo je rozjaśniając, a zaraz po tym okolicę przeszył głuchy trzask łamanego drzewa. Przygryzłem wargę i spojrzałem za siebie, w stronę jaskini, gdzie została An ze szczeniakiem. Z bijącym sercem biegłem przez zimny deszcz, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo zapadam się w rozmiękłej ziemi.

- Nathing! - krzyknąłem, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było czasu: jeśli to coś poważnego, trzeba ewakuować wilki. - Jesteś tu?!
W krypcie było wyjątkowo cicho. Mroczne miejsce wydawało się odcięte od świata i szalejącej tam burzy. Jedynie przytłumione wycie alarmu przebijało się przez grube mury.
- Jestem.
Weszła, od razu wbijając we mnie spojrzenie.
- Również nic nie wiem - skwitowała krótko. Szybki rzut okiem na kałużę, która utworzyła się pode mną, i ciągnące się od wejścia ślady łap. - Najprawdopodobniej chodzi o burzę lub smoki.
Zmarszczyłem brwi, zgrzytając zębami.
- Tyle to i ja wiem. Co się robi w razie takiego alarmu?
- Zbierz kogo zdołasz w Centrum. Jeśli napotkacie problemy, udajcie się w bezpieczne miejsce i przeczekajcie.
Powaga w jej oczach była wręcz przytłaczająca, a mimo to uśmiechnąłem się kpiąco.
- Przeczekanie może nie być możliwe.
Nie odpowiedziała, bo nie zdążyła. Szybkim krokiem oddaliłem się, prosząc w duchu o to, by alarm spowodowany był jedynie spaleniem kilku drzew podczas burzy. Od razu po wyjściu uderzył we mnie zapach rozmoczonych liści, krzewów i całego lasu.

W jaskini wszystko wydawało się przytulne i bezpieczne. Antilia spakowała do średnich rozmiarów torby najpotrzebniejsze rzeczy i czekała z młodym przed wejściem. Miała wszystko pod kontrolą, przez co znów byłem pod wrażeniem jej zorganizowania w tak trudnych sytuacjach. Gdyby nie jej wzrok, wszystko wydawałoby się najzwyklejsze na świecie.
- Musimy udać się do Centrum...
- To długa droga - zauważyła od razu, wchodząc mi w słowo. Stojący przy niej Ayoko lustrował mnie spojrzeniem swoich różnokolorowych oczu.
- Wiem, ale nie mamy wyjścia. Jeśli coś pójdzie nie tak, mamy się ukryć i przeczekać - mruknąłem bez zbytniego przekonania. - Nie martwcie się, wszystko pójdzie gładko.
- A co, jeśli alarm przyciągnie smoki?
- Nie wiem - odparłem niemal bez namysłu. W głębi duszy wiedziałem, że o to zapyta. Z wbitym przed siebie spojrzeniem uśmiechnąłem się niemrawo. - Możliwe, że to one go wywołały. Na razie musimy zostawić wszystko tym na górze - powiedziałem, mając na myśli oczywiście przywódców.
- Pójdę przodem - oznajmiła wadera i wyminęła mnie. Chciałem zaprotestować, ale powstrzymałem się, w pełni ufając jej osądom. Ayoko poczłapał za mamą, a ja, zamykając grupę, na koniec upewniłem się, czy w jaskini wszystko pozostało tak, jak miało.
Deszcz nie przestawał padać. Co więcej, odnosiłem wrażenie, że jedynie się nasilał. Niepokoiło mnie to - długotrwały deszcz powoduje duże szkody, a ten nie wyglądał, jakby miał zaraz się skończyć.
Wędrowaliśmy przed siebie w półmroku. Wadera osłoniła szczeniaka skrzydłem, przez co mały miał brudną jedynie dolną połowę. Zaproponowałem, że go poniosę, ale Antilia rozważnie zauważyła, aby nie marnować na razie sił.
Do Centrum dotarliśmy - na szczęście - w miarę bezproblemowo. Widok zebranych w jednym miejscu przemoczonych wilków był czymś dziwnym i, przynajmniej dla Ayoko, ekscytującym. Buzowały w nim emocje związane z potencjalnym niebezpieczeństwem, ale jednocześnie nie czuł się zagrożony, bo był razem z mamą i mną.
Przyglądałem się Antilii w spokoju. Wiedziałem, że zaraz będę musiał wyjść, a ona prawdopodobnie zostanie z małym, ale teraz nie myślałem o nadchodzącej rozłące. Po prostu cieszyłem się, że jesteśmy tu razem, bo przynajmniej miałem dla kogo zachować trzeźwy umysł.
- Martwisz się? - zapytałem, kiedy ta wpatrywała się w tłum, próbując najwyraźniej ocenić sytuację.

Antilio? 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template