25 kwietnia 2018

Od Diathesis cd. Alpina

- Nie. Po prostu chciałam popatrzeć na zachód słońca - wyznałam szczerze. Czułam nieokreślone uczucie, które zapewniało mnie, że mogę zaufać białemu basiorowi, kimkolwiek by nie był.
- Rozumiem. - przysiadł obok mnie. - Jak masz na imię?
- Diathesis. Wyrocznia tej watahy.
- Alpin. Mentor.

*~*~*

Tej nocy miałam kolejną wizję. Tym razem nie było tam nic.
Ciemność. Ciemność, która ogarniała wszystko. Ja. I lustro. Staroświeckie, pozłacane lustro, z misternie udekorowaną ramą. Kruchy bluszcz, owijający szkło, wyglądał niemal jak żywy. Z delikatnych liści spływała karmazynowa krew. Kap, kap, kapała w jednostajnym, kojącym rytmie. Kap, kap.
Kap, kap.
Kap.
W lustrze byłam jedynie ja. Widziałam doskonale kruchą postać, błękitne, jasne oczy, jasnoszarą sierść oraz krwistoczerwony pas na grzbiecie, wyglądający, jakby stworzono go z tej właśnie krwi.
Kap, kap.
Postać w lustrze wpatrywała się w mnie uważnym spojrzeniem szmaragdowobłękitnych oczu. Jakby wiedziały.
Kap, kap.
Która z nas jest prawdziwa? Ja? Czy ona? A może obie jesteśmy? Albo żadna z nas?
Kap, kap.
- Zastanawiam się, czy istnieje jakiś inny świat. Gdzie nie jestem przeklęta. Gdzie mogę żyć spokojnie. Gdzie moja matka żyje.
Kap, kap.
- Istnieje. Możesz mi zaufać, moja droga. Przybyłam stamtąd - odpowiedziało odbicie. Miedziany wąż, ukryty pośród liści bluszczu, poruszył się. Czarne, onyksowe oczka błysnęły.
Kap, kap.
Przez chwilę wszystko zabarwiło się na czerwono. A potem cały świat znikł.

*~*~*

- Ja.. Nie mogę z nią wytrzymać - zwierzyłam się Quentinowi. - Atakuje niespodziewanie. Pojawia się znikąd. Każdej nocy. Każdej nocy patrzę w to lustro. Każdej nocy widzę samą siebie. To.. Nie jest zwykła wizja. Ona to rozumie. Wie. Wie wszystko. To ona pociesza mnie każdej tej nocy. Mówi, że koszmary kiedyś się skończą. Ale.. Dalej jej nie ufam. Mam wrażenie, że jest inna. Ma swoje własne cele. Tylko jakie?
- Nie wiem - odpowiedział szary basior, patrząc na mnie ze zmartwioną miną. Miałam ochotę go przytulić, zasnąć w jego ramionach, zwyczajnie zapomnieć o wszystkim. - Nie wiem. Po prostu nie wiem. Ale sądzę, ze nie należy zbytnio jej ufać.

*~*~*

Krew kapała powoli. Miedziany ptaszek siedział na ramie lustra i przyglądał mi się bystrym wzrokiem. Machał co jakiś czas skrzydełkami, ale jeszcze nie wzleciał. Dlaczego?
- Nie może latać. Ma za ciężkie skrzydła, aby mógł się wznieść - stwierdziło spokojnym tonem odbicie. Czułam jej wzrok na sobie. Lustrowała mnie uważnie.
- Mogłabyś przez chwilę zostawić mnie samą? - spytałam cicho.
Błękitne oczy w lustrze przez moment błysnęły krwistą czerwienią.
- Dlaczego nie chcesz, abym mogła cię wysłuchać? Boisz się mnie?
Dotknęła delikatnie odbicia. Zwierciadło pękło.

*~*~*

Zapukałam cicho. Dębowe drzwi biblioteki zaskrzypiały.
- Kto tam? - usłyszałam głos Alpina. Spokojny i opanowany, w niczym nie przypominał mojego.
Weszłam do środka. W wnętrzu panował spokojny półmrok. Leniwa atmosfera popołudnia podziałała także i na mnie. Nieco rozlużniona, wdychałam pełną piersią zapach starych ksiąg. Koił mnie i dawał ulgę zmęczonym zmysłom.
- Diathesis. Pewnie pamiętasz mnie z zajścia nad klifem.
- Tak? Dlaczego tu jesteś?
- Potrzebuję pomocy.
Opowiedziałam mu wszystko. Dokładnie i szczegółowo.
Nawet wtedy czułam jej wzrok. Patrzyła na mnie. Obserwowała wszystko. Nie umykało jej nic.
- Dlaczego myślisz, że te wizje są związane?
- Oczy.
Oczy były te same.


<Alpin? Wybacz za taką zwłokę, Tęcza jest ślepa. Ale opo masz>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template