Słońce obudziło się i miałem na pysku błogi stan tego, że w końcu przestało padać. Otrzepałem się z wody i wyruszyłem po jakąś małą zdobycz. Po paru godzinach zajadałem się królikiem, wbiłem pazury w ziemię. Ktoś jest za mną. Odwróciłem się, jednak nikogo nie było, przed oczami świsnęło mi coś brązowego, pewnie jakiś jelonek płatał sobie figle. Postanowiłem się przejść, poszedłem do lasu nad strumyk, usiadłem i przyglądałem się krukom, które kłóciły się o patyk do gniazda. Pomyślałem jeszcze o tym czymś co było w mojej jaskini, wiedziałem, że to był wilk samotnik lub z innej watahy, wątpię by był wrogo nastawiony. Kruki tym razem siedziały w gnieździe, ściemniało się, powściekałem się trochę z jednym z odważnych ptaków i poczułem zapach kogoś innego.
Wena wyjechała do Chin... Ktoś?