3 marca 2019

Od Kalisty Laguny Merlin "Jesień, jesień ah, to ty?"

Czas mija bardzo szybko, czasami wręcz za szybko. Jest ulotny jak wiatr, przeplata się między naszymi palcami jak cienka czerwona linia. Wydaje się, że go przewidujemy, mamy pod kontrolą po przeorganizowaniu się, ale to tylko uczucie. Dziadzio rok mija szybciej, niż myślisz, mimo trzeciej nogi pędzi z kondycją nastoletniej duszy. Jest zakręcony jak młyn na wodzie, ale zawsze idzie swoim własnym, nieustającym rytmem, napędzany niewidzialną siłą. Dwie rzeczy są pewne, urodziliśmy się i kiedyś umrzemy, a nawet jeśli zdobędziemy jakimś cudem nieśmiertelność, to choć nasze ciało zostanie młode, będzie trzymać umysł na smyczy starości. Kalista Laguna Merlin - wadera, która wróciła do "domu" po wojnie zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Niewiele przypominała już tę zwariowaną osobę z przeszłości. Być może to wynik starości, może zagubienia... Powrót magii jednak mocno zderzył ją z rzeczywistością, bo zdążyła się tak przyzwyczaić do niekorzystania z niej, że prawie zapomniała jak jej używać... Paradoksalnie Magia jest jej żywiołem, a przestała być tak potrzebna, jak dawniej. Znaczną część codziennych czynności ułatwiała jej cenna wiedza, wynalazki własne i siła natury. Merlin uznała, że będzie korzystać z nadnaturalnej pomocy tylko w ostateczności w tym podczas pracy zleconej przez alfy, bety czy kogo kto teraz rządzi ziemiami Watahy Smoczego Ostrza... Przetrwała już trzecią zmianę przywódcy, a wciąż niezręcznie się z tym czuła.
Może dlatego, że teraz to młody basior?
Było w niej coś z feministki, miała respekt do starszych wader, lecz tu bardziej czuła się dziwnie przez to, że tak dużo się wydarzyło, a Kalia nie pamiętała wiele z tych wydarzeń, gdyż w wielu zwyczajnie nie brała udziału. Chcąc nadgonić wiedzę po części wysłuchała plotek, jednak na wiele jej nie zdały. Były zbyt poplątane, z nadmiarem przypadkowych wydarzeń życia codziennego wilków. Trochę więcej usłyszała na oficjalnym spotkaniu podsumowującym pierwszy rok z nowym Alfą. Zobaczyła wtedy pełno nowych twarzy, wilków młodszych i starszych, wszystkich okrytych tajemnicami, które być może czekają na odkopanie, a być może nie. Zakuło ją na myśl o tych, co polegli, gdy była tu poprzednio oraz tych, co poszli inną ścieżką życia. Czuła się obco albo nawet pusto? Brakowało jej kogoś lojalnego u boku, ale z drugiej strony zadawała sobie pytanie.
"Czy ja dla kogoś kiedykolwiek byłam wierna, nie licząc dawnej alfy Taravii, która mnie przyjęła?" Wtedy błysnął jej w myśli nieco zielony wilk, ale nie, nawet jego zawiodła.
- Harbringer... ciekawe czy chciałby się wciąż ze mną zadawać? - wyszeptała do siebie, najciszej jak umiała.
Resztę wieści podyktowały jej kody. Cieszyła się z powrotu tej umiejętności, ale dalej czuła obecne luki w stertach znaków, co dość ją przytłaczało... Żałowała, że nie było jej, gdy była najbardziej potrzebna, że poszła z własnych pobudek w inną stronę, niż mówiło jej serce.
Aktualnie leżała samotnie przy małym strumieniu, westchnęła, przewróciła się ciężko na drugi bok, zostawiając na miękkiej ziemi brzegowej wgłębienie po swoim ciele. Leniwie otworzyła oczy.
Słoneczne promieniowanie zdążyło już wysuszyć ją z pewnej ilości chłodnej, rzecznej wody. Na szczęście było wcześnie
i upał jeszcze nie doskwierał na jej grubym, skręconym w świderki futrze.
Nagle coś spadło jej na nos, kichnęła, gdyż liść, jak się okazało, podrażnił jej pyszczek swoją szorstką powierzchnią. Oświeciło ją.
- Racja, przecież mamy już jesień... - powiedziała do siebie swoim ochrypłym głosem. Kiedy to lato minęło? Nawet nie wyczuła różnicy, czasu jednak nie oszukasz. Przez kilkanaście minut słuchała szumu wody i mew skrzeczących wysoko nad nią, zastanawiała się chwilę, skąd się tu wzięły, potem wstała bez słowa, wzruszyła ramionami i potruchtała w stronę swojego domku. Nie odeszła daleko, gdy zza kolorowych, liściastych drzew wyszła jakaś postać niosąca młodą, soczystą jak
z zapachu wynikało, sarninę na plecach. Białofutra osoba znieruchomiała.
Chociaż Kalista nie pokazała po sobie
i stanęła sztywno, to zmysły jej oszalały. Przypomniała sobie, że od dwóch dni nie jadła z powodu obrzydzenia sobą.
Wilk odwrócił się do niej przodem, ich spojrzenia się spotkały. Interesująco świecące oczka analizowały sylwetkę Kalisty z odległości. Kalia schowała pazury. Nie wyczuwała złych intencji od postaci, wręcz przeciwnie w powietrzu wisiała wesoła aura. Wadera o tęczowych włosach musiała odebrać ten ruch jako zgodę na zbliżenie się, bo dobiegła do Laguny i rzuciła jej mięso pod nogi. Zdziwiona Laguna przekrzywiła łeb w prawo i uniosła brew. - To dla ciebie. - zagadała nieznajoma.
- Słucham? - zamrugała kilka razy zdezorientowana.
- Przyniosłam ci jedzenie, bo z tego, co obserwowałam, niewiele jesz, a powinnaś, bo zbliża się już zima. - wytłumaczyła puchata wadera. - Jak to zima? Jeju, kiedy to minęło? - trochę za daleko poniosła ją melancholia, że też tego nie zauważyła... Momentalnie popatrzyła pusto w przestrzeń, wiatr zawiał delikatnie. - Chwileczkę. Obserwowałaś mnie? Dlaczego? - zmarszczyła brwi i znów skierowała wzrok na waderę.
- Martwił mnie twój stan. Jako psycholog Watahy nie mogłam przejść obojętnie. Zjedz proszę. - wytłumaczyła niższa i podsunęła łapą jedzenie jeszcze bliżej Kalisty.
- Ah tak... - Kali obwąchała i przejrzała ze swymi kodami sarninę wzdłuż i wszerz. Okazała się bezpieczna, więc łapczywie pożarła połowę. Młodsza uśmiechnęła się.
- Spokojnie, nie chciałabym, abyś się zadławiła. Powinnaś już dawno zacząć zbiórkę zapasów. Niedługo pojawi się pierwszy śnieg i zwierzęta przeniosą się
w inne miejsce... - zaczęła mówić, lecz Kali mlaszcząc, przerwała jej - Wiem, ale nie czuję się na siłach. - Jeśli coś Cię gnębi i chcesz się wygadać, wysłucham. Naprawdę jestem tu by pomóc - biała usiadła, a łapacz snów na jej szyi zadyndał. Kalia połknęła ostatni kęs.
- Słodziutka. Im mniej wiesz, tym szczęśliwsza jesteś. - odpowiedziała poważnie. Wadera spuściła głowę. - Dobrze, ale obiecaj, że w ciągu trzech dni zrobisz zapasy na nową porę roku.
Kalista westchnęła.
- Ok. Maja sytuacja jest dość skomplikowana, ale powiem Ci co nieco -
w sumie brakowało jej kogoś do pogadanek, nie miała planu działania, a i tak nic jej nie szkodziło ze strony wadery. Opowiedziała jej w streszczeniu o swoich zakłopotaniach.
- Nie jesteś czasem zakochana? - zaskoczyła ją pytaniem. - Niby w kim? - mrugnęła.
- Ty mi powiedz - uśmiechnęła się.
- Ja... nie, niemożliwe.
- A ten Harbringer, o którym wcześniej wspomniałaś?
- Ja... - zerknęła na ciemniejące chmury - Już nie wiem, co czuję. - odwróciła się i pobiegła w przeciwnym kierunku, niż zamierzała, czyli na polanę. Im szybciej biegła, tym mniej myślała...
Na miejscu zastała niezły tłum. Było jeszcze ciepło, więc nie zdziwiła się, widząc bawiące się ze sobą młodzieży. Każdy zajmował się czymś innym, niektórzy wąchali kwiatki, inni tańczyli, ale jeden, o dziwo zielony jak ogórek wilk siedział pod krzakiem, podziwiając przechodniów. Kalista zaszła osobnika od lewej, zachwycała się jej wyglądem coraz bardziej, im bliżej podchodziła. - To twój naturalny kolor? - odezwała się
i przekrzywiła głowę uśmiechnięta. - Tak. Fajny, nie? - odpowiedziała nieco zdezorientowana wadera. - Niesamowity! Nigdy wcześniej nie widziałam takiego, jak długo żyję - miała ochotę ją pogłaskać.
- Kim jesteś? Mimo że wiem, to nie wiem. - odparła sztywno młodsza, chyba znała ją tylko z widzenia... - Możesz mi mówić Merlin. Pracuję tu jako deszyfrant - dumnie poprawiła swoje długie włosy - Jak brzmi twoje imię?
- Fasola. Pasuje do mojego koloru.
- Uroczo hihi.
- Cześć.
Kal odwróciła się tam, gdzie Fasola, nagle zza krzaka wyszła kolejna wadera.
- Hej. Kim jesteś? - powiedziała delikatnie przybyszka. - Fasola, swatka. A ty?
- Adelina, patrol.
Obie wadery uśmiechały się do siebie szczerze, Kalistę zabolało w sercu, poczuła się pominięta.
- Wyjątkowy kolor - stwierdziła patrolka.
- Prawda! - wbiła się w zdanie Merlin.
- O! Już myślałam, że zniknęłaś. Widziałyście gdzieś Pana Alfę? - spytała Fasola wystając.
- Ja nie widziałam - Adel odsunęła się.
i skupiła uwagę na spadających liściach. Kalista chciała powiedzieć to samo, ale poczuła na sobie czyjś wzrok, odwróciła się w lewo i wtedy on się pojawił.
Wkroczył swoim dumnym krokiem przed nie, Kali starała się uniknąć kontaktu wzrokowego. Nie spodziewała się, że basior wciąż jest w Watace, słyszała plotki, że odszedł, a nawet co gorsza, że umarł, a tu nagle pojawia się w całej swojej okazałości, ten sam stary, dobry Harbringera Ghost. Przez kilka sekund nogi miała jak z żelaza.
- Cześć Kal - zaczął mówić, lek na jej uszy, ciepły głos, którego tak dawno nie słyszała, przeszedł ją przyjemny dreszczyk, mimowolnie zerknęła na niego. Nie mogła słowa wykrztusić, więc tylko wyjęła spod swoich kłaczków karteczkę papieru
z zapisanym miejscem późniejszego spotkania i szybko wcisnęła mu w łapę nim zdążył zapytać, o co chodzi. Wadera znów uciekła, po części od swoich uczuć, pozostawiając za sobą słodką woń czerwonych róż. W międzyczasie upolowała kilka ptaków i zabrała je do domu, by obrobić je jako pierwszy zapas, potem przeczesała swoją gęstą grzywę szczotką i ruszyła na spotkanie z Harbingerem, po drodze oddychając głęboko. Dotarła pierwsza, więc usiadła na brzegu i czekała, w niedługim czasie oczekiwany pojawił się na sąsiednim brzegu.
- Kopę lat Har - odezwała się spokojnie.
- Więc jak ci się wiedzie? - zapytał z uśmiechem wymalowanym na pysku.
- Dość skromnie - odpowiedziała krótko. - Woda jest dziś dokładnie tak spokojna, jak wtedy gdy pierwszy raz się spotkaliśmy hahah - dodaje, chlupiąc łapą po powierzchni wody.
- Nawet tego nie pamiętam, ale cieszę się, że wybrałaś to miejsce. - wilk wskoczył do rzeki, chwilowo dał się ponieść nurtowi, potem zanurzył się cały, by w końcu wyjść na drugą stronę brzegu i stanąć twarzą w twarz z Kalistą.
Odsunęła się o krok, by zrobić mu miejsce, wesoło machała przy tym ogonem.
- Masz jakieś konkretne cele tego spotkania? Ładnie wyglądasz. - powiedział opanowanym głosem. Gdyby Kali mogła, zapewne by się zarumieniła. - Dziękuję.
Zebrała się w sobie.
- Har ja, chciałam przeprosić, że zaniedbałam naszą... znajomość. Znikałam zawsze, gdy byłam najbardziej potrzebna.
- Oh doprawdy nie masz za co. Jesteś teraz, myślę, że powinniśmy to wykorzystać.
- Nna prawdę? - otworzyła szeroko oczy.
- No - przewrócił oczami. - A masz coś ciekawszego do roboty na tym beznadziejnym świecie? Możemy robić, co tylko chcesz.
- Nie wiem. Umm, co powiesz na spacer po leśnej alejce? Jesień w tym roku obfita w kolory, będzie co podziwiać.
- zaproponowała.
- Jasne - odpowiedział miękko i otrzepał się z wody. Kalista zaśmiała się, gdy krople z jego futra ochlapały jej łapy. Dobiegła do najbliższego drzewa - Tędy! - zawołała. Zaciągnęła basiora w najbardziej zagęszczoną część lasu. Wiatr zawiał, unosząc garść listków z ziemi w górę.
Kilka z nich wplątało się we włosy Merlin, wyglądała trochę jak apacz.
- Urocza sceneria - skomentował Harb.
- Prawda? Mam sentyment do tej alejki. Czuję się jakoś tak, jakbym wkroczyła
w zupełnie inny świat - jej bransoletka zatrzepotała, wskazała łapą drzewa wokół ułożone niczym tunel przez gęstość gałęzi
i spadające ilości liści. Odwróciła się do basiora, stojąc na środku drogi i posłała
w jego stronę najsłodszy uśmiech, na jaki było ją stać.
- Nie sądziłem, że taka z Ciebie romantyczka. - zaśmiał się i rozejrzał po okolicy. Nagle liść kasztana spadł na Harbringera i zahaczył o jego nos.
- Ohoho jaki wielki - stwierdziła wadera, przerzucając swoją "burzę loków" na lewą stronę. Basior westchnął i posłał Kaliście zadumane spojrzenie, szukając w jej oczach odpowiedzi na nieznane pytanie.
Laguna cała była dosłownie rozpromieniona, bo stała idealnie w miejscu, przez które przechodziło najwięcej promieni słonecznych.
- Hej Har, a ty jaką porę roku lubisz najbardziej? - zapytała z ciekawości.
- Zimę, chociaż wtedy wiele zbiorników wodnych jest zamarzniętych, co niekoniecznie jest mi na łapę, ale lubię zimno, wtedy czuję się jak u siebie, a twoja ulubiona pora roku to...? - spytał.
Wadera w odpowiedzi zakręciła się parę razy w koło, nucąc piosenkę o jesieni.
- Jesień przyszła rano dziś, okryła liśćmi moje sny, a ja biegnę wciąż... tarara ram tat taam.
- Uroczo wyglądasz w tych liściach. Wydaje mi się, że może nawet odrobinę się za Tobą stęskniłem? - uniósł z ciekawością brew. Zatrzymała się. Grzywka opadła jej trochę na niebieskie oczy, stała o krok od Ghosta, uniosła lekko łeb w górę, patrząc na niego spod włosów. Postanowiła go sprawdzić, używając swej umiejętność wykrywania prawdy. Choć w sumie w sercu czuła, że zna odpowiedź.
- Wydaje ci się, a może naprawdę tęskniłeś? - zadała pytanie.
- Wiesz. Odkąd straciłem In, a później Kesame, nie do końca wiem, co mną kieruje. Boję się każdego dnia - ostatnie zdanie wysyczał.
- Przepraszam, nie powinnam była - Kalista posmutniała i uciekła wzrokiem. Nagle podskoczyła wysoko i spróbowała chwycić w pysk małego motyla w locie.
- Aghh co on tu robi o tej porze roku?! - zmieniła temat.
- Było minęło Kal. - uciałął - A co do motylka to postanowiłem go stworzyć, bo czemu nie? - wzruszył ramionami.
- Właśnie zastanawiał mnie jego jasny kolor... To jakieś zaklęcie? Jeśliby tak, nauczysz mnie? - zaciekawiła się. - Moc kreacji po prostu, ale jeśli chcesz, możemy spróbować.
Merlin uśmiechnęła się, ukazując zęby
w całej okazałości.
- Pewnie!
Ten dzień minął im przyjemnie, a noc była jeszcze piękniejsza, gwieździsta.
Pani psycholog z radością obserwowała tę dwójkę razem przez jakiś czas, potem zostawiła ich samych sobie. Kalista, choć nie powiedziała jeszcze wprost, zdała sobie sprawę, że zakochała się prawdziwie
w Harbringerze i nikt inny już do końca jej egzystencji nie będzie w jej sercu tak głęboko, jak on. Cóż za przypadek losu...

Harbringerze? <3
(część od polany na podstawie role play)

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template