16 marca 2019

HG cd. Faith

Zasnęła albo straciła przytomność. Była niemal przezroczysta, o ile może tak być. Jej sierść momentalnie straciła blask, dziąsła pobladły i jedynie rana w tym wszystkim, wydawała się wciąż żywa. Zrobiłem wszystko, co kazała, dobrze, że zdążyła mnie poinstruować, nim wyzionęła ducha. Roztarłem rośliny, które przemieniły się w śmierdzącą papkę, a następnie nałożyłem to coś na ranę. Kompletnie nie wiedziałem, co robię, krwotok nie ustawał, może jedynie lekko zelżał. Dopiero po jakimś czasie wpatrywania się w białą waderę poczułem pod łapami wodę. Spojrzałem w dół i niestety się myliłem. Pod wielkim kamieniem, który służył za stół, uformowała się duża kałuża brudnej krwi. Nie mogłem jej zostawić, aby iść po Antilię, ale nie mogłem też stać i nic nie robić. Zakląłem i kolejny raz zwróciłem swój wzrok ku waderze, aby znaleźć jakąkolwiek podpowiedź w jej zamkniętych oczach. Nic. Westchnąłem, tym razem popatrzyłem na ranę. Może faktycznie było lepiej. Odszedłem od rannej i zacząłem przeszukiwać ogród. Przez okna wpadało blade, ale radosne światło słoneczne. Zieleń była głównym bohaterem tego miejsca, wylewała się z okien, popękanych ścian, donic umocowanych pod sufitem. Długie pnącza ziół, kwiatów i zwykłych ozdobnych roślin oplatały niemal wszystko, co się dało. Idąc w dalej zauważyłem, że murowane ściany ustępują wolnej przestrzeni. Zamrugałem oczami kilkakrotnie, nie wierząc, że przeniosłem się do innego ukrytego świata. Uniosłem głowę do góry i zamiast betonowego, spadzistego sufitu ujrzałem niebo. Odwróciłem się za siebie, aby zobaczyć, czy na pewno byłem jeszcze w zielarni. Tak. Nadal nie wierząc, brnąłem wgłąb dzikiego ogrodu. Na samym początku, zaraz przy wyjściu z głównego budynku rosły drzewka owocowe. Nie byłem fanem słodkości ani ogólnie roślin, ale skusiłem się na słodką brzoskwinię. W końcu była zima, a gałęzie drzewa nadal uginały się od ciężaru plonów. Zastanawiałem się jak to możliwe. Pokręciłem głową z rozbawienia, połykając resztki słodyczy i ruszyłem dalej. Po drodze minąłem jeszcze jabłonie, śliwy oraz gruszki. Na samym końcu, w najbardziej osłonecznionym miejscu rosły cytrusy. Może z powodu ślepoty albo niedopatrzenia uderzyłem w szklaną ścianę. Dlatego w środku wciąż było ciepło i trwało życie. Odbiłem w prawo, a tam zastałem gaj herbaciany, wanilię, kilka cynamonowców oraz pigwę. Zachwycałem się każdym nowym zapachem, całkowicie zapominając o Faith. Kolejny raz skręciłem w prawo z myślą, że moja podróż już się kończy. Zwolniłem i rozkoszowałem się szmerem kamyczków, które szeleściły za każdym razem, gdy podnosiłem łapę. Wkroczyłem w sekcję typowo kwiatową. Tulipany, storczyki, peonie i inne, których nie potrafiłem nazwać. Pojawiły się również motyle i pszczoły, co oznaczało, że gdzieś w gąszczu musiał być ukryty ul. I w końcu moje oczy natrafiły na róże, moje ulubione. Czerwone, białe, herbaciane, żółte, pomarańczowe, różowe i fioletowe, niemal czarne. Zerwałem kilka, aby zrobić z nich napar i wróciłem do środka. Nagle poczułem się przygnębiony. Ostatni raz posłałem stęsknione spojrzenie oranżerii i zniknąłem w czterech ścianach ogrodu wewnętrznego. Wiedziałem, że w tamtym momencie coś we mnie umarło, a zarazem coś się urodziło. Wróciłem do rzeczywistości, pozostawiając raj i marzenia za sobą.
– Faith?
Wadera uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko.
– Miło, że do nas wróciłaś. Jak się czujesz? – szczerze i z ulgą odwzajemniłem jej uśmiech. Nie czekając na odpowiedź, podsunąłem jej pod pysk napar z róży, dodałem do tego kilku listków mięty dla smaku. – Masz. Liczę, że da się to przełknąć.


Faith? Liczę, że jest jakoś. Zakochałam się w tym ogrodzie. 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template