– Czy chciałbym podszkolić cię z demonologii? – powtórzył na głos jego pytanie i przez chwilę się zastanowił.
Pierwsza odpowiedź, jaka nasunęła mu się na myśl, nie była względem młodego basiora zbytnio przyjemna. Nie czuł się na siłach, aby nauczać innych z tej właśnie dziedziny. Prawdę mówiąc, jego doświadczenie mentora jest na średnim poziomie. Kiedy dołączył do watahy, liczył, że będzie mógł się przydać, a tu nagle wszyscy potencjalni uczniowie wyrośli i prawdopodobnie do tej pory nie wiedzą, że w watasze jest jakiś pedagog. Nie miał zielonego pojęcia, jaką wiedzę mógłby przekazać basiorowi. W całej swojej karierze egzorcysty nikt nie prowadził go za łapę i nie mówił, jak powinien postępować, chociaż nie. Zdarzył się jeden wyjątek – przy pierwszym egzorcyzmie, duchowy wódz poinstruował Niffelheima, jak powinien odesłać duszę do zaświatów. Och, zawsze działał kierowany przez intuicję i własne doświadczenie, zwykle szedł na żywioł. Wiedzy teoretycznej jako tako nigdy nie posiadał i próba zweryfikowania zdobytych wiadomości z dotychczasowego życia z tymi od książek i podręczników skończyła się fiaskiem. Księgę wcisnął basiorowi, sądząc, że jemu jako tako bardziej się przyda.
– Inverness – zaczął dość poważnie. Liczył się z tym, że prawdopodobnie kolejny raz rozczaruje młodego basiora, ale po chwili pomyślał, że to nie pierwszy i ostatni raz, kiedy kogoś zawiedzie. – W porządku, ale od razu muszę cię poinformować, że nie jestem nieomylny i choć spędziłem w tym naprawdę wiele lat, wątpię, żebym był ekspertem. Każdy egzorcysta stosuje własne praktyki, prawda? Jedne są ciekawsze, bezpieczniejsze lub po prostu... od siebie różne. Dlatego, jeśli postanowisz pobierać nauki od kogoś innego, zrozumiem.
Jego wypowiedź chyba była po raz kolejny bez ładu i składu, no cóż. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy w życiu dostał okazję uczenia drugiego wilka czegoś, czym zajmował się przez te wszystkie lata... No i nie dotyczy do opanowywania gniewu, czy wkucia na pamięć zasad wilczej etykiety.
Posłał mu nieśmiały albo raczej niepewny i zmieszany uśmiech, licząc, że może w końcu uda mu się go do siebie jakoś zachęcić, a następnie pewnym krokiem ruszył przed siebie. Miał dobry pomysł, chyba dobry. Cóż, nie wiedział, co dokładniej interesowało Młodego Mistrza, ale sądził, że jak o to zapyta... To jego odpowiedź będzie zbyt ogólna i znów zostanie w marnym punkcie, toteż od razu zaplanował pierwszą lekcję.
– Nie umiem w teorię – przyznał szczerze Niffelheim. – Tak cholernie w nią nie umiem, że chciałem ci od razu odmówić pobierania ode mnie nauk, jednak mam inny plan, co do twojego szkolenia. Nie mam pojęcia jak z twoimi magicznymi predyspozycjami, ale jeśli masz dobre gadane... lub po prostu, podobnie jak ja, znajdziesz wspólny język z duchami, to wróżę ci mniej lub bardziej świetlaną przyszłość egzorcysty. – Zaśmiał się z własnego nieśmiesznego żartu.
Spojrzał na Invernessa, który chyba dłużej nie potrafił lub nie chciał ukrywać swojego zmieszania. Biały basior zastanawiał się, czy ten przypadkiem nie żałował po raz kolejny, że postanowił porozmawiać, ba, a nawet poprosić go o pomoc w tej kwestii. No trudno, co się stało, to się nie odstanie.
– Dokąd zmierzamy? – zapytał.
– Słyszałem, że gdzieś szwenda się opętana istota, a żaden egzorcysta nie ma chęci ani czasu, aby się nią zająć. Zrobię ci taką lekcję, jaką ja otrzymałem.
Inuś?