12 czerwca 2018

Od Antilii cd Symonidesa

- Mam nadzieję, że to nic poważnego - odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton; wewnątrz jednak byłam przerażona a moja wyobraźnia wysuwała najczarniejsze scenariusze. Nie wiem, co mogło spowodować alarm, a już tym bardziej boję się domyślać. Cieszył mnie jednak fakt, że byliśmy razem.
Że Symonides jest tu z nami.
Nagle ktoś zaczął podniósł głos. Potem kolejny wilk krzyknął, kiedy nasza Alfa, Kesame, zjawiła się, prawdopodobnie by wyjaśnić sytuację. Ucieszyła tłum domagający się wyjaśnień i zaczęła mówić.
Jak się potem okazało, nie były to radosne wieści o jej zakończeniu. Owszem, wojna prawie została zakończona, jednak alarm wezwał nas, aby Alfa mogła ogłosić, że teraz ma odbyć się decydująca bitwa; smoki zgarnęły większość terenów więc to jest ostatnia szansa aby je przegonić raz na zawsze.
Lub uciec i porzucić nasze domy, by żyć jak najdalej od tych bestii.
Dowódcy oddziałów zaczęli zwoływać swoich ludzi. Przed dołączeniem do Ariene i reszty ekipy, uściskałam Ayoko i kazałam mu trzymać się z tyłu, z dala od bitwy; Centrum zostanie bez nadzoru i każdy wilk idzie na pole bitwy, bez względu na wiek czy chorobę. Bynajmniej młody będzie miał czym się zająć- jego moc osiągnęła apogeum przez co jego umiejętności są teraz bardzo istotne. Szczeniak, który praktycznie już jest młodym wilkiem, ma dar panowania nad cieniem oraz czarną magią. Zauważyłam również szczyptę magii żywiołów a konkretnie wody. Ayoko wyprosił mnie abym nauczyła go kilku zaklęć, a sam nawet uczył się magii bojowej.
Nie wiem czy powinnam być z niego dumna, zła, że zajrzał do ksiąg dosyć niebezpiecznych, czy też martwić się o niego, iż cienie mogą go aż zbyt pochłonąć…
Niemniej jednak, młody już prawie dorósł.
I muszę się z tym pogodzić…
Potrząsnęłam głową, pozbywając się tych myśli. To nie czas i miejsce na takie rozmyślania. Za chwilę idziesz walczyć, więc od skupienia zależy twoje życie.
Powoli ruszyliśmy w stronę wyjścia, szykując się na bitwę. Od niej będzie zależeć losy nasze i naszej watahy.

•••

Czułam, że klęska się zbliża; poznaję ją po ofiarach i zniszczeniach, jakie sieją nasi przeciwnicy, a my nie jesteśmy w stanie im się sprzeciwić. Każdy stara się jak może, jednak żadna wataha,nawet licząca kilka tysięcy wilków, nie jest w stanie pokonać armii smoków.
A co dopiero samotny wilk.
Zmagałam się z ogromnym gadem, rasy nie jestem teraz w stanie określić, gdyż cudem widzę jego zarys sylwetki, która spowita jest gęstym pyłem i dymem spalonych rzeczy.
Boję się pomyśleć jakich.
Wysłałam w jego kierunku Ognistą Kulę trzeciego stopnia, jednak nie wyrządziła mu żadnej krzywdy. Teraz ruch smoka. Otworzył paszczę i zionął czymś, co przypominało czarny ogień. W ostatniej chwili utworzyłam tarczę ochronną, która odsłoniła mnie oraz kilka innych wilków przed poważnymi obrażeniami, jeżeli nie śmiertelnymi. W końcu potwór znudził się zabawą z nami, która trwała dobre piętnaście minut, i odleciał gdzie indziej, może do swojego leża lub wspomóc swoich braci. Zajęłam się opatrzeniem rannych; miałam zajęcie więc nie miałam szans zawadzać innym w ich sprawach. Poza tym, dzięki temu wiedziałam że Simo na razie nie wymaga mojej pomocy. I niech tak zostanie. Byłam okropnie zmęczona a mój organizm wycieńczony; każdy skrawek mojego ciała krzyczał o odpoczynek ale nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus. Jak narazie trzymałam się na nogach tylko dzięki adrenalinie oraz chęci dożycia następnego dnia. Gdzieś dalej wyczuwałam obecność Ayoko - posyłał jedno zaklęcie za drugim, chcąc wspomóc jakoś inne wilki.
Blady uśmiech ozdobił mój pysk na kilka chwil. Martwiłam się o Symonidesa… Wiem, że jest gdzieś z Nathing, która prawdopodobnie pomaga Alfie. Ktoś usłyszał rozkaz Kesame aby przynieść Smocze Ostrze, któremu zawdzięczamy nazwę naszej watahy. Mam nadzieję, że pomoże nam to zakończyć…
Nagle zauważyłam jakiś blask. Natychmiast spojrzałam w tamtą stronę, jednak nie widziałam nic oprócz światła. Po chwili usłyszałam wołanie o pomoc. Na szczęście przed chwilą skończyłam pomagać pewnej waderze (była zbyt brudna, żebym mogła ją poznać), więc natychmiast pobiegłam w tamtym kierunku. Co dziwne, to tam był świetlisty rozbłysk.
Biegnąc ile resztek sił, w miarę szybko znalazłam się na miejscu, oceniając sytuację.
Kilkanaście wilków były pokryte jakąś żółtawą substancją, która powodowała poważne poparzenia; widząc tak rozległe obrażenia po kontakcie z tym czymś, natychmiast zastosowałam tarczę medyczną, którą rzuciłam nie tylko na siebie, by uniknąć oparzeń, ale także na innych, żeby oddzielić żrący płyn od skóry. Zauważyłam Kesame, która leżała gdzieś z boku i rozmawiała ze swoim bratem, Nicolayem; po chwili opadła z sił, wycieńczona bólem, jakim powołała ta substancja. Kiedy przyszła reszta ekipy medycznej, podzieliliśmy się, tak aby każdy otrzymał pomoc by przeżyć lub umrzeć bez męczenia się. Ja wraz z Kiarą udaliśmy się do wadery aby jej pomóc. alfa nieźle oberwała- nie licząc żółtego gluta, który odkrywał większość jej ciała, ale też ranę ciętą, podobną do smoczego pazura lub ostrza…
Spojrzałam subtelnie na brata Kesame. Basior oceniał sytuację i przyglądał się wojennemu krajobrazowo, stworzony przez zniszczenie i przelaną krew naszych wilczych braci. W jego oczach rodziło się pytanie: czy warto?
- Odwrót! - krzyknął, kiedy zaczęliśmy przenosić waderę w bezpieczniejsze miejsce. Kiedy się oddalaliśmy, ponownie wydał rozkaz do ucieczki. Kiedy tylko odstawiliśmy ranną, wpadłam na Symonidesa i idącego u jego boku Ayoka. Kiedy tylko zobaczyłam, popłakałam się ze szczęścia. Żaden z nich nie był ranny, a jedynie, czy też aż, zmęczeni walką. Przytuliłam się do młodego, który również uścisnął mnie z ulgą, że nic mi nie jest. Symonides pocałował mnie w policzek i przytulił. Z radością wzdychałam zapach jego sierści, zmieszany z potem, czyjąś krwią i dymem.
- Chodźcie - powiedziałam słabo, ale na szczęście wystarczająco głośno aby mnie usłyszeli.
- Ale dokąd? - zapytał młody.
- W poszukiwaniu nowego domu - odpowiedział za mnie Symonides, spoglądając na ziemie należące teraz do smoków. Od teraz to nie jest nasz dom; to my jesteśmy teraz intruzami.
•••

Szliśmy tak od dobrych kilku dni. Postoje były tylko podczas noclegów. Było ciężko, ale dawaliśmy radę… jakoś… Dowództwo objął Nicolay; nasza Alfa jest nadal nieprzytomna od ostatniej bitwy. Nie wiem jak długo będzie w takim stanie, lub czy w ogóle przeżyje…
Żyjemy nadzieją na lepsze jutro- tylko dzięki niej jeszcze funkcjonujemy.
Każdy z nas był wykończony zaworami fizycznie jak i psychicznie. Na chwilę obecną każdy wilk wykonuje zadanie potrzebne na teraz; nasze stanowiska nieco straciły na wartości. Niemniej jednak, chwilami się przydają…
Zbliżała się noc. W końcu znaleźliśmy jakieś miejsce do odpoczynku, które pomieści naszą watahę; ogromna jaskinia wyżłobiona w białym wapieniu dawała nam schron na noc oraz nadciągający deszcz. Była nieco od nas oddalona, jednak w krótkim czasie dotrzemy do niej. Niestety, chmura deszczowa była szybsza. Deszcz lał jak z cebra a idący obok mnie Ayoko zaczął się trząść z zimna. Symonides szedł nieco z przodu, jednak i tak widziałam delikatne drżenie jego skóry. Postanowiłam nieco ułatwić drogę i rzucić na nas niebojową tarczę kinetyczną…
Jednak zaklęcie nie zostało utworzone. Spróbowałam jeszcze raz; skutek był podobny co poprzednio. Postanowiłam sprawdzić inny czar. Niestety, i tym razem czar, teraz Niewielka Gwiazda, również się nie udał… Spojrzałam w niebo i skupiłam się, wyobrażając sobie jak krople deszczu nas omijają. Nic się nie stało.
Wtedy do głowy przyszło mi rozwiązanie; brutalne i bardzo prawdopodobne…
Straciłam swoje magiczne zdolności, również związane z żywiołami.
Nie wiem co z innymi, może tylko u mnie tak się stało?
Spojrzałam na swoje skrzydła i rozwinęłam je, próbując wznieś się w powietrze… Udało się. Przynajmniej mogę latać. Jedyny pozytyw dzisiejszego dnia.
Zauważyłam jak Ayoko próbuje coś zrobić, możliwe, że rzucić urok. Po chwili otworzył swoje dwukolorowe oczy spojrzał na mnie z bezsilnością i pytaniem.
- Ja również - powiedziałam tylko i przytuliłam młodego. Czułam jego ból ze stratą magii, którą zaczął odkrywać. Był taki szczęśliwy, kiedy udało mu się stworzyć pierwsze zaklęcie… Teraz jednak musi na nowo uczyć się żyć bez magii. Na jak długo? Sama nie wiem…
W końcu znaleźliśmy się w jaskini. Podeszłam do wilków, które aktualnie zajmowały się Kesame. Nie jest z nią dobrze… Nie widać poprawy a bez magii będzie ciężej ją wyleczyć… Wiara często jednak czyni cuda. Miałam cichą nadzieję, że i tym razem nam pomoże.

Jakiś czas później Nicolay zebrał wszystkie wilki aby ogłosić co dalej i jakie są plany dotyczące naszej przyszłości. Między niektórymi były już szepty dotyczące braku dostępu do magii oraz plotki, że Smocze Ostrze zaginęło. Zaraz przekonamy się ile z tego prawdy… Basior wszedł na nie duży głaz, aby wszyscy mogli go widzieć i słyszeć.
- Tak, moi drodzy… Utraciliśmy zarówno Smocze Ostrze jak i nasze magiczne zdolności. Nasza przyszłość jest niepewna, jednak ciągle żyjemy nadzieją na lepsze jutro… Nasza Alfa nadal jest w ciężkim stanie, więc chwilowo przyjmę na siebie obowiązki Alfy, dopóki Kesame nie wróci do zdrowia… - zawahał się, zastanawiając się czy dodać coś jeszcze. - Bądźcie ostrożni - i zszedł z mównicy. Szepty zmieniły się w rozmowy targane mieszanymi uczuciami- strachem, gniewem, żalem… Zauważyłam, jak Symonides wpatruje się we mnie, co zaczęło mnie delikatnie przyprawiać o dreszcze. Podeszłam do niego i spojrzałam prosto w oczy; w ich toni mogłam znaleźć ostatnia resztkę spokoju i ciszy. Przytulam się do niego, dziękując, że jest tu przy mnie…
-Wszystko w porządku? - zapytał basior. Odpowiedziałam nerwowym, wymuszonym śmiechem. Sama nie wiem skąd wzięła się taka reakcja z mojej strony. - Oczywiście, że nic nie jest w porządku… - powiedziałam cicho, odsuwając się od wilka, by styknąć się z nim nosem. -Ale przynajmniej jesteśmy tutaj razem - uśmiechnęłam się na chwilę. Simo przez chwilę nad czymś myślał.
- Antilio?
- Tak?
- Czy ty… - zaczął cicho, jednak przerwałam mu, przykładając swoje usta do jego. Mijały minuty a my nadal trwaliśmy w miłosnym uścisku; w końcu odsunęłam się od niego, spoglądając na jego wspaniałe oczy, które tak wiele zmieniły w moim życiu.
-Tak - powiedziałam.
Była to jedna z najszczęśliwszych chwil mojego zapomnianego życia…

Simo/Kochanie? ^^'

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template